Smaki lokalnej Tajlandii zaczynają się tam, gdzie w kawiarenkach karty menu pozbawione są angielskich tłumaczeń. Najmniejszym problemem jest kawa, albo zamówienie wody sodowej. Ot, można pokazać palcem. Ale jak zamówić jedzenie, gdy Tłumacz Google odmawia posłuszeństwa, a pracownicy nie znają angielskiego?
Nie jem mięsa, więc tyle właśnie dla swojego dobrego samopoczucia potrafię wytłumaczyć po tajsku. Sprawa się komplikuje, gdy z całego jedzeniowego menu rozumiem jedynie słowo RYBA. W Rabiang Na Cafe poszłam w RYBĘ ufając, że owa RYBA będzie gwarantem dobrego wyboru. Jakież było moje zdziwienie, gdy została mi zaserwowana zupa rybna. Z rybami z głowami. Smak zupy pamiętam do dziś, co jednak nie wiąże się doznaniem nieba w gębie. Ryba, chociaż delikatna i smaczna, zapisała się w mojej pamięci jako ryba z głową. Jak widać, o jedzeniowe wpadki w Tajlandii bardzo łatwo.