– Uwaga! Szybko schodzić z torów! Nie stać, ruszać się, wskakiwać za białą linię! Szybciej, szybciej, zaraz będzie tędy przejeżdżał pociąg! Odsuwać się! – krzyczący mężczyzna rozgania zaciekawionych turystów.
Tędy, czyli którędy? Przez sam środek lokalnego marketu?!
Kobieta sprzedająca świeże warzywa i owoce nagle się zrywa, szybko opuszcza baldachim, przesuwa asortyment poza tory, zachowując zaledwie kilkucentymetrowy odstęp. Dzięki codziennej praktyce idealnie określa bezpieczną odległość. Wprawne oko sprzedawcy-profesjonalisty pozwala pozostawić na torach fasolę w siatkach i słodkie ziemniaki w plastikowym koszyku. Babcia bierze na ręce swoją śpiącą wnuczkę. Tuląc ją mocno do siebie, przywiera do ściany. Pociąg sunie swobodnie ponad pozostawionymi przez nią rzeczami. Kobieta kładzie dziecko na macie otoczonej liśćmi bananowca, układa towar na szynach i ponownie rozwija namiot chroniący je przed słońcem. Dziewczynki nie budzą głośne sygnały dźwiękowe, stukot kół i panujący hałas.
Takie i podobne sceny rozgrywają się dwa razy dziennie na Maeklong Railway Market. Wielkie zaskoczenie wyłącznie dla odwiedzających. Sprzedawcy niewzruszeni wykonują rutynowe czynności, podczas gdy turyści w zamarciu, z pootwieranymi buziami, z aparatami, smartfonami, strzelający selfie z szerokimi uśmiechami, wyczekują nadjeżdżającej atrakcji. Grubszy obywatel Chin decyduje się na iście bohaterski wyczyn i niemal do ostatniej chwili, stojąc okrakiem na środku torów, stara się wychwycić decydujący moment. Mniej odważni podskakują, wspinają się na murki, stają na palcach, niekoniecznie swoich. Stłoczeni i przepełnieni entuzjazmem, pragną udokumentować szybki wjazd tajskiej gwiazdy.
Gwar i ścisk. Zbyt wąsko, trudno się zatrzymać i cokolwiek kupić, bo od razu tamuje się ruch. Niektóre ceny nieco zawyżone, asortyment wcale nie zaimponuje miłośnikowi marketów, dla którego polowanie na warzywa i owoce to codzienne hobby. Zwyczajność produktów ustępuje jednak oryginalności tego miejsca.