W otoczeniu natury, najbliżej jak się da. Na stoku góry wyrasta siedem białych namiotów, ledwie dostrzegalnych od drugiej strony jeziora. Dyndają na tej skarpie jak białe bombki, wzbudzając moje zainteresowanie. Przyciąganie, magiczne PSTRYK! i już wiem, że właśnie tam będzie najpiękniej.
Tego typu miejscówek na próżno szukać poprzez strony typu Agoda czy Booking, czasami istnieją one na Mapach Google, gdzie wypatrzy je wprawione podróżnicze oko. Najczęściej dociera się do nich poprzez właśnie takie Pstryk! Miejsce samo przyciągnie, ale wtedy oczywiście trzeba szukać noclegu dopiero na miejscu. Poza sezonem nie ma najmniejszego problemu z wynajmem, a i cenę można wtedy wynegocjować. Wiąże się to oczywiście z pewnego rodzaju niedogodnościami, jakimi jest na pewno sezon wypalania pól w Północnej Tajlandii.
Ban Rak Thai odwiedziłam pod koniec marca i powietrze było zdecydowanie lepsze od tego, które po godzinie 19:00 stawało się dość uciążliwe w samym Mae Hong Son. Podczas mojego tygodniowego pobytu w Mae Hong Son wartości w skali AQI (Air Quality Index – im wyższy jest wskaźnik, tym gorsza jest jakoś powietrza) oscylowały w granicach 170-173. W tym samym czasie w Bangkoku AQI było na poziomie 60-70.
ZAKWATEROWANIE W BAN RAK THAI
Ban Rak Thai nie ma bogatej oferty zakwaterowania, niewątpliwie jest to wieś. Najtańszy guest house można znaleźć już od 350-400 baht. Co jest dobrą ceną, bo w takich wioskach ceny są zazwyczaj wyższe. Przykładowo w Ping Ping Guest House za pokój można zapłacić 400 baht za dobę – w przybliżeniu jest to 50 zł. Pokoje mają formę mini domków, ich standard jest niższy, ale jest gorąca woda.
Do Ban Rak Thai bardzo często przyjeżdża się ze względu na Lee Wine Rak Thai Resort, którego ciemnopomarańczowe domki ze zdjęć przyciągają jak magnes. Ceny w resorcie zaczynają się już od 900 baht (115 zł). Górna cena wynosi 6000 baht (ponad 760 zł) za dobę za domek rodzinny. Resort opórcz domków oferuje także pokoje hotelowe z widokiem na jezioro.
LEE WINE – TAM, GDZIE DO JAJECZNICY DODAJE SIĘ LIŚCIE HERBATY
Ban Rak Thai zanurzona jest w intensywnej zieleni herbacianych wzgórz i pagórków. Jeziorko pośrodku niewielkiej wioski na styku granicy Tajlandii z Birmą, opasają połacie plantacji równo przyciętych krzaczków herbaty.
SPANIE POD NAMIOTEM W TAJLANDII
Chociaż przyjechałam do Ban Rak Thai z myślą o tym, że zatrzymam się w Lee Wine Rak Thai Resort właśnie, to na miejscu zauroczyło mnie miejsce glampingowe, którego nazwę w Internecie znajdziemy wyłącznie po tajsku: ไร่ชากังฟูแคมป์ (Tłumacz Google w wolnym tłumaczeniu mówi nam, że jest to: Kung Fu Camp Tea Plantation).
Cena za nocleg w standardowej cenie w ไร่ชากังฟูแคมป์ wynosi 1200 baht (150 zł). Niewątpliwie cena końcowa zależna jest w dużej mierze od umiejętności negocjacyjnych i tego, czy podróżujemy poza sezonem.
GDZIE PIANIE KOGUTÓW WYBUDZA ZE SNU
ไร่ชากังฟูแคมป์ zachwyca przede wszystkim położeniem, fantastycznymi widokami wczesnym rankiem i o zachodzie słońca. Pianie kogutów wybudza ze snu. Pewne jest, że blasku wschodzącego słońca tutaj się nie prześpi. Pole glampingowe oferuje nocleg w igloo, w takim odrobinę wyższym standardzie. Jest czyściutko, świeżo, ale detale i wykończenie, wiadomo – w tajskim wydaniu.
Toaleta jest w domku na zewnątrz (gorąca woda). Jest też stół, czajnik, woda, kawa i herbata. Są gniazdka elektryczne, przyjemna pościel, suszarka i wentylator. Wentylator jest naprawdę wystarczający. Nawet w sezonie gorącym temperatura w górach w nocy spada. Mi było nawet zimno, więc spałam w skarpetkach. Reasumując, to jest właśnie ta cudowna odskocznia od wysokich temperatur w Tajlandii. Można zaszyć się w górach, by się schłodzić.