Robaki jako część stylizacji. Robaki zamrożone w Warszawie. Robaki prażone w Bangkoku. Robaki na patyku jako przekąska. Karaluchy, węże wodne, skorpiony, gekony, pająki. Krocionogi. Długie jak dżdżownice, z dziesiątkami nóg po bokach. W Tajlandii nikt nie chce ich znaleźć w swoim bucie. A tematem łączącym jestem ja. Ta przed obiektywem. Ta utrwalana profesjonalnym okiem i ta z telefonem, guzikiem i skorpionem w buzi.
ROBACTWO JAK PROROCTWO
Nie wiem, czy to przeznaczenie, czy żart Wszechświata, ale sesja, która miała być artystyczną ekspresją, stała się czymś w rodzaju proroctwa. Improwizując dziesięć lat temu scenę wcinania robaków prosto z porcelanowego talerzyka, jeszcze nie przypuszczałam, że już za chwilę znajdę się w Bangkoku, gdzie ich wcinanie będzie dla niektórych codziennością. Że będę wcinała koniki polne razem z turystami (choć od lat nie jem mięsa, ale koniki polne smakują jak Pringlesy) i że kiedyś w moich ustach wyląduje maeng da – wielka mucha, lokalny przysmak. Że stanę wieczorem w Chinatown, pośród tłumów i rozstawię statyw. Wezmę guzik i w blasku neonów porobię sobie sama zdjęcia. Z muchą w buzi.
W Warszawie zdobycie robaków do sesji było nie lada wyzwaniem. Trzeba je było kupić w sklepie zoologicznym i… unieruchomić. To znaczy zamrozić w zamrażarce, żeby się nie ruszały. Nie było prażenia, przyprawiania i zajadania.
Powstały wtedy zdjęcia, które do dzisiaj mają swoją moc. Kadry uwiecznione przez kobietę, która jest nie tylko wspaniałą artystką, ale i wizjonerką. Potrafi dostrzec to, co ma dopiero nadejść.
zdjęcia: Kamila Markiewicz Lubańska
strona oficjalna: fotografka.pl
Fotografka.pl – fotografia wnętrz
makijaż: Urszula Balińska





WSZYSTKO, CZEGO MOŻNA NIE CHCIEĆ ZJEŚĆ
A teraz?
W Bangkoku wystarczy pójść na pierwszy lepszy lokalny market, żeby kupić smażone larwy czy świerszcze. W styropianowej miseczce, z drewnianym patyczkiem. Doprawione przyprawami. Gotowe do zjedzenia. Na wynos. W Chinatown czy przy KhaoSan Road paleta dostępnych insektów, robaków i innych takich jest bardzo bogata. Małe gekony, węże wodne, krocionogi, pająki, skorpiony. Wszystko, czego można nie chcieć zjeść.
Ale ile z tych robaków tak naprawdę jedzą Tajowie? Są tacy, którzy je kochają, ale wielu patrzy na nie z obrzydzeniem. Dla jednych to pyszna przekąska, dla innych coś, czego nigdy nie wzięliby do ust. Nie da się ukryć, robaki to ogromna turystyczna atrakcja.
Nie wszystkie robaki są popularne wśród Tajów. Skorpiony i pająki najczęściej kupują turyści. Natomiast maeng da (ta gigantyczna mucha w moich ustach), świerszcze, szarańczaki, czy robaki bambusowe są spożywane także przez mieszkańców.
INSEKT W PRZYPRAWACH SMAŻONY NA CHRUPKO
Robaki na ulicznych straganach pochodzą bardzo często z lokalnych farm świerszczy i robactwa oraz ze zbiorów w naturze, szczególnie z regionów północnych i Isaan. W wielu prowincjach istnieją lokalne zbiorcze punkty, z których insekty są transportowane do Bangkoku, gdzie trafiają prosto do ust turystów z całego świata.